Lato na blogu było ewidentnie bardzo triathlonowe. Nie wiem ilu z Was dotrwało do końca tego lata ze mną. Ilu już miało dosyć czytania relacji z moich zawodów. Ilu przeszkodziła moja nieregularność i brak innych merytorycznych tekstów.
fot. maratomania.pl
Powoli umiem wrócić myślami do Gdyni. Ciężko jest mi to wszystko poukładać w głowie. Łatwiej się piszę o zwycięstwie, o swoich triumfach. Nie tylko tych na podium, ale też tych w środku siebie. O realizacji celu i byciu z siebie dumnym. Tym razem jednak, poczułam niezadowolenie, niesmak i niedosyt. A nie powinnam, bo całe to 113 kilometrów morderczego wyścigu zrobiłam z towarzyszącą mi koleżanką ANEMIĄ.