Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

TRI LOVE – czyli Triathlon Kraśnik po raz TRI!

Od lat piszę o Kraśniku same pozytywy i tak już chyba zostanie.

To jest moje miejsce, darze je ogromnym nie tylko sentymentem, ale i sympatią. Tu zawsze jest wesoło, domowo i na pełnym powerze. Nie wiem, może te starty z draftingiem to dla mnie fajna zabawa? Może pozwalają wyjść poza strefę komfortu dlatego jest tak mocno? Z drugiej strony za każdym razem jak schodzę z roweru czekam tylko na to aż moje nogi odmówią posłuszeństwa. Ciągłe gonienie za pociągami które lecą sporo szybciej niż moje sarenkowe nogi potrafią, daje się odczuć. Nogi na ostatnim kółku często po prostu nie mają już siły, nie jadą, pieką, sztywnieją a ja zawsze śmieję się do siebie co to będzie na bieganiu po takim rowerze.

O dziwo rzadko kiedy dopada mnie totalny brak sił. Pomimo, że w Kraśnik zawsze jest pogoda tropikalna i temperatura nie spada poniżej 30° C, to to bieganie zawsze mi tam wychodzi. Zawsze szybciej niż planuje, zawsze z uśmiechem na buzi i zawsze pod kontrolą.

IMG_20170827_202619_065

 

TEN ROK, MATKA DWÓJKI I WRACANIE DO GRY.

Wracanie do gry bywa różne. U mnie przez nawał obowiązków i to wcale nie domowych, ani wokół dzieci, było to dużo trudniejsze niż się spodziewałam. Przeprowadzka do nowych czterech ścian zarwała nam nie jedną noc i zjadła dużą część wakacji. Jednak jak samo hasło przewodnie Kraśnika brzmi: „Przegrywają jedynie nieobecni”. Tym się kierując nie odpuściłam. A nie powiem nie raz miałam ochotę i nie raz przeszło mi to przez myśl.

Na Kraśnik zapisałam się już przed porodem. Z nadzieją, że wszystko pomyślnie się ułoży, bo przecież jak coś pójdzie nie tak, to i tak na to nie będę miała żadnego wpływu. W myśl, co ma być to będzie, moje nazwisko już w maju pojawiło się na liście startowej kolejnej edycji Kraśnika. Tym razem miałam zmierzyć się z olimpijką jeszcze wcześniej niż przy Zosi, mianowicie 2,5 miesiąca po porodzie. W porównaniu do sytuacji sprzed dwóch lat, nie miałam tremy i nie bałam się dystansu. Wiedziałam, że całkiem sporo przejeździłam na rowerze w ciąży, jeszcze więcej pobiegałam, a na basenie byłam wręcz do ostatnich dni, dopóki ratownicy szczerze mnie poprosili, abym już nie przychodziła, bo zaczynają się stresować jak widzą mój brzuch wchodzący na halę basenową. Ostatni basen zrobiłam w terminie, ponad tydzień przed urodzeniem Stasia.

Nie liczyłam na wynik, tylko na dobrą zabawę, a że w Kraśniku zawsze tak bywa, miałam nadzieję że mój powrót do zabawy w triathlon będzie na prawdę na wesoło.

STRES.

IMG_20170827_202321_053

O tak, był stres, powiem nawet że zestresowałam się dużo bardziej niż się spodziewałam. I nie wiem co mnie bardziej niepokoiło. Moje nieprzygotowanie, które w ostatnich tygodniach przed startem trochę zaniedbałam, zostawienie mojego męża z dwójką dzieci, nakarmienie do syta Staśka przed startem, mały poślizg jeśli chodzi o wyrobienie się na czas, pierwszy start po roku przerwy i mały chaos w strefie zmian, czy presja jaką czułam jako triathlonistka, a nie kobieta po porodzie. Nie wiem. Motyle w moim brzuchu urządziły sobie niezłe tornado, co odbiło się okropnym pływaniem, ale o tym już zaraz.

21246354_1907759902818599_2414636517816623979_o

PINK ARGON I STREFA ZMIAN.

W strefie zmian mój PINK ARGON 18 zrobił furorę. Pięciu fotografów skupionych na rowerze wyglądąło zjawiskowo. Nie jeden celebryta nie otrzymał by takiego zainteresowania. Był to też pierwszy start na wersji PINK, a taka wersja mam wrażenie że zobowiązuje do mocnej nogi a nie tylko wyglądu. Trzeba było więc nie tylko wyglądać, ale tez mocno pojechać.

Motałam się z bidonami, izotonikami, co gdzie, po co. Czy brać żel na bieg, jak to się przyklejało, Stasiek w nosidle zaczął się wiercić i denerwować. Ryk, wrzask, a ja przecież chciałam tylko jeszcze nalać izo do bidonu. Niestety, pierwsza przerwa nadeszła, szukałam wzrokiem Rafała żeby go na chwilę zabrał ode mnie, ale wraz z Zosią zniknęli. Usiadłam więc po cichutku przy swoim rowerze i zachowałam się jak na mamę, a nie triathlonistkę przystało, otworzyłam bufet i nakarmiłam małego. Potem trzeba było go odbić, a czas do startu zaczął coraz szybciej uciekać na zegarku. Gdzie są maści na otarcie, przecież na olimpijce zawsze mnie coś obtarło przy szyi. Chciałam jeszcze uciec do kibelka, ale wiedziałam że po muszę jeszcze dopoić małego, robiło się nerwowo bo coraz mniej czasu miałam żeby odziać piankę, zabrać ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy i ruszyć na start. Dystanse nie pomagały. Rafał tam z Zosią na placu zabaw, ja z małym ryczkiem w strefie, toalety daleko, a start jeszcze dalej. Wzorkiem przyciągnęłam małżonka, oddałam dziecko w jego ręce, poleciałam zrobić co potrzeba i już w połowie ubrana w piankę poleciałam dokarmić Stasia. Nie poszło gładko w strefie, motałam się jak debiutantka i po raz pierwszy w Kraśniku bez uśmiechu stanęłam na starcie.

21167574_1422403447872253_1527103668674852910_o

CZAS START. PIERWSZE TRI JAKO PODWÓJNA MAMA.

Stoję samotnie w strefie dla zawodniku nad zalewem Kraśnickim. Czuje jak w czarnej piance robi mi się coraz cieplej. Jak chce już stąd uciec w ten triathlon. Przestać szukać samotnie mojej rodziny, jest mi smutno, denerwuję się, nie ma kto mnie pocałować przed startem. W głowie milion myśli na minutę, czy zrobiłam wszystko tak jak powinnam, czy wszystko mam przygotowane, gdzie się ustawić, czy jeszcze dam rade tak mocno popłynąć, co się ze mną dzieje, jak ja dawno nie startowałam…. AAAAAAAA, na szczęście wybuch startera sprawił że myśli zniknęły a nogi same zaczęły wbiegać do mętnej wody.

Przeskakuje przez coraz głębszą wodę, szukam różowego czepka Karoliny (bardzo dobrej pływaczki). Lubię ją mieć chociaż przez chwilę w zasięgu wzroku, napawa mnie to dobrą energią i daje nadzieję że całkiem dobrze zaczęłam. Przez pierwsze metry był blisko , jednak po chwili znalazłam się w pralce w której żadko kiedy się znajduję. Nie wiedziałam czy źle stanęłam czy tak słabo płynę. Co prawda po raz peirwszy widziałam tylu pływaków na starcie w Kraśniku, ja stara pływaczka poznam po samym wyglądzie kto kiedyś pływał a kto jest pływakiem triathlonistą.

Pływanie było okropne do pierwszej nawrotki brakowało mi tchu, dusiłam się, łykałam wodę nie mogłam się uspokoić i wpaść w rytm. Czułam się jak za dziecięcych lat na basenie kiedy moja psychika często na zawodach łatała mi figle i zamiast wygrywać wychodziłam z wody zapłakana, bo dusiłam się i nie mogłam płynąć. Do tego parę łyków chlorowanej wody i wybuchał wulkan frustracji. Tym razem było podobnie, łapały mnie myśli czy by nie stanąć nie ocknąć się. Na pierwszej nawrotce emocje opadły. Nie żeby same z siebie, ale dzięki mocnej walce głowy z ciałem. Udało się przetłumaczyć uparciuchowi że nie musi zawsze na pełnym powerze, że przecież jest dopiero 2.5 miesiąca po porodzie, że dlaczego tyle od siebie zawsze wymaga. Nerwy puściły i zaczęło się przyjemne pływanie. Trochę wolniejsze niż to idealne, ale ważne że do przodu. Ręka za ręką, dopływam do nawrotki na lądzie. Najlepsi kibice stali czekali i darli się wniebogłosy. Wtedy pojawił się uśmiech i zabawa, która nie wiadomo gdzie i kiedy schowała się w rękawie pianki na początku wyścigu.

ROWER, BIEGANIE, META.

Tak udało dotrzeć się do mety i to w jakim stylu 🙂

FB_IMG_1504043745485

Pływanie skończyło się całkiem dobrze. Łeb w łeb płynęłam z jedna zawodniczką, która nie powiem ale pewnie trochę podciągnęła moje tempo. Wyjście z wody, wpadamy do strefy. Tym razem jadę bez skarpet, zawsze przy wsiadaniu na rower były z nimi problemy. Mądrzejsza połowa mnie więc stwierdziła czemu nie jechać bez skarpetek skoro nie raz na treningu w domu pedałowałam boso. Okazało się że to super pomysł. Łatwe wejście na rower, łatwe zejście.

Różowa strzała czekała na mnie i grzała dupsko w słoneczku. Nie mogłam się doczekać kiedy na nią wsiądę. Rower miał być w trupa, tzn na tyle mocno na ile ciało, nogi i wydolność pozwalały mojemu poporodowemu ciału. Róż dodawał uśmiechu i energii. Zabrzmię tu jak prawdziwa kobieta, ale bez porównania jeździ się na różowym Argonie. Nawet ten uśmiech ludzi których mijasz jest bezcenny, coś jak bieganie biegów ulicznych z wózkiem. To też zawsze wzbudzało większe emocje niż moje starty solo. Na Argonie więc śmigałam, przed siebie do przodu bez zastanawiania się czy będę miała siłę na bieg. Gonienie za pociągami kolesi, którzy śmigali o dobre 3-4 km/h szybciej niż ja, zapiekło, ale też zrobiło całkiem niezłą średnia i czas z roweru. Ponad 33 km/h było fajnym wynikiem, ba super wynikiem pamiętając że przez ostatni rok chodziłam z dzieckiem w brzuchu 🙂

21082982_117998075591952_8692003292909106349_o

Oczywiście rower swoja drogą, można się na nim zajechać, ale ciekawe co będzie po takim rowerze, gdzie piekące nogi na koniec potrafiły zaniżyć tempo dosyć mocno. W mojej głowie była tylko jedna myśl. Co ma być to będzie. Cieszyłam się że rower poleciałam mocno. PINK POWER i niech tak zostanie.

IMG-20170827-WA0004-01

Zsiadam z roweru bardzo płynnie. Oczywiście nową metodę zsiadania najlepiej wypróbować na zawodach, bez wcześniejszego przygotowania i na rowerze czasowym. Na szczęście stabilność i równowaga to moja mocna strona więc, co prawda z przerażeniem w oczach, ale w stylu zwinnej sarenki zeskakuję z roweru i biegnę do strefy. Moje ukochane twarze dzielnie czekają na mnie i dopingują.

IMG-20170827-WA0016-01

Uśmiech na twarzy gwarantem dobrego biegu, myślę i z takim założeniem zakładam buty biegowe i wylatuje na trasę biegową. Nie muszę pisać, że w Kraśniki jak zwykle pogoda upalna, że poranne chmury i zapowiadane deszcze jakimś cudem na czas startu nie istnieją. Że żar przypala nam głowy, a zbiornik wody zachęca żeby zamiast biec wskoczyć do niego na szybką kąpiel. Ale powiedziałam A to powiem B, a nawet Z i skończę ten triathlon z uśmiechem. Nie wiem na ile biec, olewam więc zegarek nie stresuje się tempem tylko biegnę tak jak mi się udaje. Na ile czuję moje nogi mnie niosą. Jedyna rzecz jaką mogę powiedzieć o moim przygotowaniu, to że na pewno jestem wypoczęta. Pomimo małego ssaka w domu, ilość treningów, a raczej ich ograniczona ilość, pozwoliła moim mięśniom solidnie wypocząć. Pytanie czy te wypoczęte nogi, po mocnym rowerze doniosą mnie przez 10 kilometrów ? Nie wiem ale nie mam nic do stracenia więc biegnę.

W połowie trasy, na końcu pierwszego kółka czeka na mnie rodzinka. Zośka stoi przy trasie razem z tatą i śpiącym Stasiem i krzyczy: „Dawaj MAMA”. Ci co mają dzieci wiedzą, że to najlepszy doping. Chwilę później kilka razy biegnę po wielkich namalowanych kredą napisach BIO MAMA DAWAJ <3 <3 <3 . I jak tu nie biec ile sił w nogach ? Moje zuchy spisały się na medal i to dla nich ten medal i puchar wywalczyłam!

IMG-20170827-WA0002-01

Biegnie mi się dobrze, nie szarżuję z tempem. Biegnę na 5.25-5.30 min/km co jest całkiem niezłym tempem jak na mój obecny stan. Pamiętam że to tempo po narodzinach Zosi na triathlonie w Larnace wydawało mi się nieziemsko dobrym tempem. Teraz jestem z niego zadowolona, w szczególności że bieganie to była najbardziej zaniedbana przeze mnie dyscyplina ostatnimi czasy. Na drugim kółku mijam Kolę, który startował dla towarzystwa na krótkim dystansie. Za tydzień będzie się mierzył z moim R w Malborku na długim dystansie więc skusił się tylko na namiastkę triathlonu i sprint. Przyjacielska piątka na trasie zawsze dodaje otuchy, pozwala poczuć że jest tu z tobą ktoś kto chociaż w niewielkim stopniu wie co czujesz.

IMG-20170827-WA0010-01

Lecę do końca z uśmiechem na twarzy pełna energii, szczerego szczęścia i spełnienia. A jeszcze chwilę przed, chciałam uciec i nie startować. Na ostatnim kilometrze dopada mnie Rafał z dzieciakami. Zośka siedzi na wózku w którym jest Stasiek. On natomiast na boso dołącza do mnie i ciągnie mnie do samej mety. Na chwilę przed wręcza mi wózek z dwójką dzieciaków i leci na metę uwiecznić mój pierwszy START JAKO MAMA DWÓJKI!

IMG-20170827-WA0011-01

JESTEM NA MECIE, pełna energii, nie zajechana, szczęśliwa i zakochana ponownie w triathlonie ! A chciałam już zwątpić w moją moc i umiejętności. Chciałam powiedzieć sobie może za rok, po co nakładać na siebie dodatkową presję.

A JEDNAK WARTO BYŁO ! KOCHAM TRIATHLON! KOCHAM TO CO ROBIĘ! I KOCHAM MOJĄ RODZINĘ oraz przyjaciół za wsparcie, bycie ze mną i dla mnie, wtedy kiedy tego potrzebuję. 

 

Triathlon Kraśnik ponownie był łaskawy dla mnie, ponownie był szczęśliwym startem i ponownie napiszę że wracam tu ZA ROK ! 🙂 W lepszej, gorszej formie, ale wracam bo uwielbiam to miejsce i ten start!

 

21199511_1907770659484190_7747128048272666879_o

 

Jako wisienka na torcie, staję na podium! Druga w swojej kategorii, z dwójką bąbli na karku, 2.5 miesiąca po porodzie, po pięknym wyścigu w pięknym stylu.

 

IMG_20170827_203044_926

BAWCIE SIĘ TRIATHLONEM, NIE BÓJCIE SIĘ PORAŻEK, I PAMIĘTAJCIE ŻE:
„Przegrywają  jedynie nieobecni! „

 

 

O.

Leave a comment

Znajdź mnie na Facebooku

Kliknij